Skip to main content

Piekielne ogóreczki w miodzie i sezamie

Już nie mogę doczekać się pierwszych świeżych ogórków, takich pachnących słońcem, prosto z krzaczka… mniam! Na taką rozpustę jeszcze trochę musimy poczekać, tymczasem w spiżarni zastały jeszcze ostatnie ogórkowe przetwory, między innymi te najbardziej tradycyjne- kiszone. Zapewne niektórym połączenie kwaśnych i słonych ogórków z miodem wyda się mało apetyczne, ale uwierzcie, że jest zaskakująco ciekawe. Możecie serwować je na przykład jako dodatek do tradycyjnego schaboszczaka na ciepło, lub gdy już przestygną i wszystkie smaki dobrze połączą się ze sobą- smakują chyba jeszcze lepiej.

Na 1 porcję przygotujcie:

  • 2 średnie ogórki kiszonych
  • łyżeczkę miodu
  • łyżeczkę sezamu
  • solidną szczyptę chili (w proszku lub w płatkach)
  • kilka kropel oleju sezamowego (opcjonalnie)
Miód podgrzewamy na patelni, na niedużym ogniu.

Gdy zacznie się karmelizować, zmieniać kolor na ciemniejszy- dosypujemy sezam.

Wszystko razem podsmażamy jakieś 2 minuty i dodajemy chili. Ogórki kroimy w plastry i wrzucamy na patelnię.

Zwiększamy ogień i podsmażamy, mieszając, by pikle pokryły się miodem i ziarnami i lekko się zrumieniły. Gotowe. Ja na koniec, gdy lekko przestygły, skropiłam je olejem sezamowym, by dodatkowo podkreślić ten smak.

 

Rozkosznie chrupiące placki ziemniaczane

Nie znam osoby, która by nie lubiła placków ziemniaczanych. Oczywiście, jedni wolą z sosem inni zaś na słodko. W moim domu, odkąd pamiętam, znikały w ilościach hurtowych. Jest z nimi sporo pracy, więc robiło się je raczej rzadko- stąd zapewne ten wzmożony na nie apetyt. Prawdą jest, że ich smak i konsystencja zależą nie tylko od sposobu przyrządzenia, ale także od gatunku ziemniaków, którego użyjemy. Zwykle jednak nie zastanawiamy się nad tym, ziemniak to ziemniak. Moja rada jest taka- unikajmy tych bardzo wodnistych, wybierzmy odmiany jak na przykład Irga, Irys lub Orlik- czyli ziemniaki typu B, najbardziej uniwersalne. Jak określić rodzaj bulwy? Przekrójcie ją na pół i przez chwilę pocierajcie obie połowy o siebie, efektem będzie albo wydzielająca się z nich woda, albo skrobia. Poniżej mój przepis na chrupiące z wierzchu i mięciutkie w środku placki.

Na około 8 średnich placków przygotujcie:

  • 2 kg ziemniaków
  • jajko
  • 2 cebule (1 naprawdę dużą)
  • 2 łyżki mąki
  • sól i pieprz

Ziemniaki oczywiście obieramy i ścieramy na tarce, ja używam tej tarczy, która ściera warzywo na papkę. To samo robimy z cebulą.

Otrzymaną masę wylewamy na sito i pozostawiamy nad garnkiem, aż odcieknie nadmiar wody, od czasu do czasu mieszamy.

Po jakichś 15 minutach delikatnie odlewamy zebraną wodę. Na dnie powinna pozostać biała gęsta skrobia, którą to z powrotem mieszamy z ziemniaczanym ciastem.

Wbijamy jajko, dodajemy mąkę, solimy i dość solidnie pieprzymy.

Na patelni rozgrzewamy dużą ilość oleju. Ciasto wykładamy na bardzo gorący tłuszcz, rozprowadzamy je, tworząc raczej płaskie placki.

Gry rogi ciasta zaczną brązowieć lekko zmniejszamy ogień i dopiekamy na złoty kolor z jednej strony, by następnie to samo zrobić z drugiej.

Jeśli będziemy dolewać olej w trakcie smażenia, placki będą nim bardzo nasiąkać, dlatego lepiej od początku wlać go sporo i smażyć niemalże w głębokim oleju. Po usmażeniu wykładamy na papierowy ręcznik żeby pozbyć się nadmiaru tłuszczu. Z czym zechcecie je podać- to już zależy od Waszego smaku i wyobraźni. Moje propozycje- już niedługo!

Zapiekane awokado

Do tej pory używałam miąższu awokado jako smarowidła do kanapek, albo jako składnika sałatek, czyli z tego co się orientuję, tak jak większość z Was. Tymczasem owoc jest bardzo smaczny także na ciepło. Świetnie skomponuje się na przykład z makaronem, czy kaszą, w daniach z rybami, owocami morza, czy kurczakiem. Może być świetną podstawą do stworzenia fantastycznej przystawki, zapiekanej z tak dowolnymi składnikami. Moja propozycja jest dość prosta, wszystkie użyte produkty, w dowolnym zestawieniu genialnie się ze sobą komponują, więc nie ma najmniejszych obaw o niepowodzenie.

Składniki do przygotowania 4 przystawek to:

  • 2 owoce awokado
  • mały pomidor
  • dwie łyżki posiekanego szczypiorku
  • 2-3 plastry szynki długo dojrzewającej
  • ok 100 g mozzarelli
  • sól
  • cukier
  • świeża ostra papryczka
  • dwie łyżki soku z limonki (lub cytryny)

Awokado myjemy, kroimy wzdłuż na pół.

Wyjmujemy pestkę. Z każdej połówki wydrążamy około 1/3 miąższu.

Gotowe formy dla naszej przystawki skrapiamy sokiem z limonki. Pomidora parzymy, obieramy ze skórki, kroimy w kostkę, lekko solimy i cukrzymy. Siekamy szczypior oraz ostrą papryczkę.

Do każdego wydrążonej połówki wkładamy nieco pomidorów.

Posypujemy szczypiorkiem oraz papryczką.

Następnie kładziemy po kawałku szynki, mniej więcej pół plasterka.

Na koniec po solidnym plastrze mozzarelli.

Zapiekamy w piekarniku nagrzanym do 190 stopni, górna i dolna grzałka, przez około 15 minut. Po upieczeniu możecie przystroić świeżymy listkami bazylii, co wzbogaci danie o dodatkowy, subtelnie ziołowy aromat.

Koniec z cykorem przed cykorią!

Wielu z nas kojarzy cykorię z gorzkim smakiem. Jeśli go nie lubimy, omijamy ją szerokim łukiem, a niepotrzebnie. Po pierwsze, cykoria, a właściwie bukiet witamin i składników mineralnych, które zawiera, korzystnie wpływa na pracę wątroby, nerek, na tworzenie się czerwonych krwinek. Poza tym, ten gorzki smak można bardzo łatwo poskromić. Oczywiście jeśli taki jest cel, czasami bowiem goryczka jest wręcz pożądana. Przedstawiam Wam moją wersję cykorii zapiekanej, która może być oryginalnym dodatkiem do głównego dania, ale przede wszystkim- sama może nim być.

Potrzebne składniki to:

  • 6 niedużych cykorii
  • 100 g szynki wieprzowej, surowej, dojrzewającej
  • 150 g sera, ja użyłam mieszanki: nieco niebieskiego sera pleśniowego, po garstce startego parmezanu, cheddara i sera edamskiego
  • 20 g masła
  • łyżka mąki
  • ok. 3/4 szklanki mleka
  • płaska łyżka soli
  • płaska łyżka cukru
  • 1/3 łyżeczki pieprzu
  • 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • sok z połówki cytryny
  • 2 spore ząbki czosnku

Przygotowujemy cykorię, czyścimy ją, kroimy na pół.

Wycinamy twardy środek, który jest głównym źródłem gorzkiego smaku.

Gotujemy wodę, doprawiamy solą, cukrem i sokiem z cytryny, dodajemy czosnek.

Do gotującej się wody wkładamy cykorię, gotujemy nie dłużej niż 10 minut w odkrytym garnku- olejki, które nadają jej gorzkiego smaku, a których nie usunęliśmy wraz z głąbem- odparują.

W międzyczasie przygotowujemy serowy sos. W garnuszku rozpuszczamy masło, następnie mieszamy je z mąką i chwilę podgrzewamy.

Dolewamy mleko i podgrzewamy aż zacznie gęstnieć.

Mikstura powinna być konsystencji ciasta na naleśniki, jeśli zgęstnieje za bardzo- dolejcie jeszcze trochę mleka. Doprawiamy pieprzem i gałką.

Następnie dorzucamy ser i mieszamy niemal cały czas aby dobrze się rozpuścił, a całość nie przypaliła.

Próbujemy, jeśli to konieczne także solą- ale spróbujcie najpierw, pamiętajcie, że sery są dość słone.

Odcedzone i lekko przestudzone cykorie owijamy szynką.

Jeśli przekrojone rozleciały się w gotowaniu na osobne listki- po prostu składamy je ze sobą w podobnej wielkości porcje, które owijamy plastrami szynki. Następnie polewamy sosem.

Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni.  Zapiekamy przez 15-20 minut, dolna i górna grzałka.

Jeśli nie chcemy się “bawić” w zawijanie, po prostu wykładamy cykorię do naczynia do zapiekania.

 Następnie, tak jakby od niechcenia układamy porwane palcami plastry szynki.

Na to wszystko wylewamy serowy sos i zapiekamy.

 

Cykoria przygotowana w taki, czy inny sposób jest wyśmienita!

 

 

Prażucha, porka, psiocha, fusia, lemieszka ziemniaczana, czyli po prostu pycha obiad.

Prażucha ziemniaczana to jeden ze smaków mojego dzieciństwa. Jest dowodem na to,  jak kuchnia polska radziła sobie w niezbyt sutych okresach naszej historii, a jednocześnie ile smaku rewelacyjnych smaków oferowała, bezbłędnie komponując choćby najprostsze dania. To potrawa, która gościła na stołach głównie wiejskich, zwłaszcza w ubogich domach, gdzie nie można było pozwolić sobie na częste spożywanie mięsa, ale niezbędnym było dostarczenie posiłkiem solidnej porcji energii i kalorii. To ciekawe, że wiele potraw zrodzonych z niedostatku stało się wizytówką lokalnych, a często wręcz narodowych kuchni. Weźmy choćby taką pizzę… Marzy mi się, abyśmy i my, Polacy, byli świadomi i dumni z naszych kulinarnych tradycji. Zrobiło się poważnie, a tymczasem na stole czeka psiocha! 😉 Danie jest bardzo syte, nie chcę nawet myśleć o tym, jak bardzo kaloryczne. Od czasu do czasu warto sobie pozwolić na taką wyżerkę. Polecam.

Przygotujcie następujące składniki:

  • 2 kg ziemniaków
  • 10 solidnych łyżek mąki
  • sól
  • słonina
  • mała cebulka
  • woda

Ziemniaki obieramy i gotujemy jak zwykle, w osolonej wodzie.

Gdy będą miękkie, jeśli to konieczne, odlewamy z nich tyle wody, by ziemniaki wystawały ponad powierzchnię. Wsypujemy mąkę tak, by zatrzymała się na ziemniakach, nie mieszamy!

Przykrywamy i gotujemy jeszcze jakieś 10 minut.

Odcedzamy zachowując jednak wodę z gotowania.

Wlewamy z powrotem do ziemniaków i mąki około szklanki płynu.

Energicznie ubijamy przy pomocy tłuczka do ziemniaków. W razie konieczności dolewamy zachowaną wodę. Ugniatamy do momentu, aż mąka dobrze połączy się z ziemniakami. Całość powinna być dość gęsta i kleista.

Ubijanie porki działa korzystnie na mięśnie rąk 😉 Podajemy z przygotowaną zasmażką. Najpierw podsmażamy i wytapiamy tłuszcz ze słoniny.

Potem dodajemy pokrojoną cebulkę. Wszystko rumienimy.

Zasmażka może być zrobiona z boczku, podgardla, kiełbasy- z tego, co lubicie. Spróbujcie prażuchy popijając ją kubkiem ciepłego mleka, lub w towarzystwie zsiadłego mleka. Jeśli zostanie na następny dzień proponuję podgrzać na rozgrzanym oleju, tworząc pyszne, chrupiące, ziemniaczane kąski.

Smacznego!

Mój nowy przyjaciel- mniszek

Mój romans z kuchnią opartą o produkty, które z łatwością można znaleźć w ogródku rozkwita wraz z wiosną. Może pogoda nas nie rozpieszcza, ale przyroda powolutku budzi się do życia i warto z tego skorzystać. O wykorzystywaniu mniszka lekarskiego w kuchni słyszałam od dawna, ale jakoś… nie miałam okazji i chyba odwagi żeby spróbować. Właściwie każdą część tej rośliny możemy oszamać. Zaczęłam niejako od podstaw, od pączków. Naczytałam się, jakie zbawienne działanie mają substancje zawarte w tej roślinie, między innymi- obniżają cholesterol, wspomagają odporność, działanie przewodu pokarmowego, układu moczowego, a do tego, jak się okazuje…mniszek smakuje bardzo przyjemnie. Nie czekajcie, po prostu spróbujcie.

Składniki są bardzo proste:

  • świeżo zebrane pąki mniszka, ja na próbę zebrałam i przygotowałam około 30
  • łyżka masła
  • ząbek czosnku
  • nieco świeżego oregano (może być majeranek)
  • sól

Zaczynamy, oczywiście, od zebrania pączków. Najlepiej jeśli na pączkobranie udacie się w miejsce oddalone od ruchliwych ulic. Zbieramy te nierozwinięte.

Ściśnijcie lekko delikwenta palcami, jeśli będzie raczej twardy i nie otworzy się pod naciskiem- będzie idealny.

Pamiętajcie, że najlepiej zużyć je tuż po zerwaniu, pozostawione w cieple pootwierają się. Pączki oczyszczamy z korony listków, które je okalają, choć nie jest to konieczne.

Na patelni rozpuszczamy masło.

Dodajemy pokrojony w plasterki czosnek i zioła. Podsmażamy kilka minut, 2-3.

Wrzucamy pączki i smażymy ok 5 minut, lekko solimy. Niektóre pączki mogą się pootwierać w trakcie smażenia, nie martwcie się, można je śmiało zjeść.

Jeśli chcecie dokładnie poznać smak produktu, równie dobrze możecie ograniczyć się wyłącznie do użycia soli, pomijając czosnek i oregano. Gotowe. Świetna przekąska, oryginalny dodatek do przeróżnych dań. Ja mam już całą listę potraw, których częścią staną się te zielone pyszności, a Wy? 🙂

P.S. Człowiek uczy się całe życie! Okazuje się, że mlecz i mniszek to nie to samo!? Szok, całe życie myślałam, że tak. Całe szczęście mlecze zaczynają kwitnąć w okolicach czerwca, więc póki co- nie ma szans się pomylić. Różnią się budową. Najlepiej pokazuje to grafika poniżej. Po lewej to mlecz, chwast. Po prawej natomiast zioło- mniszek lekarski.

Źródło: http://3at.eu/newsy/mniszek%20lekarski%20mlecz%20roznice

 

 

Coś jakby… risotto

Czemu “coś jakby”? Bo z klasycznym przepisem na risotto niewiele ma wspólnego, poza gatunkiem ryżu, którego użyłam. Jaka była inspiracja? Po prostu, biała kiełbaska w lodówce. Nic niezwykłego w okresie Świąt Wielkanocnych. Miałam ochotę ją wykorzystać, a przy tym stworzyć dość lekkie, obiadowe danie. Uważam, że wyszło ciekawie, sprawdźcie.

Składniki na 4 porcje:

  • 250 g ryżu do risotto
  • średnia cukinia
  • 250 g białej kiełbasy
  • 4 duże ząbki czosnku
  • nieduża gałązka świeżego rozmarynu
  • 3 łyżki oleju
  • czubata łyżka masła
  • czubata łyżka startego parmezanu
  • sól i pieprz
  • ok. 1,5 szklanki wody

Na rozgrzanym oleju, ale raczej niewielkim ogniu, wolno podsmażamy pokrojony w plastry czosnek oraz rozmaryn- aromatyzujemy w ten sposób tłuszcz, który rozprowadzi smaki po całej potrawie.

Gdy czosnek będzie zrumieniony podsmażamy kiełbasę pokrojoną w plastry, połówki plastrów.

Następnie dodajemy pokrojoną w dość grube plastry, a następnie w ćwiartki cukinię.

Podsmażamy kilka minut. Dodajemy ryż, podsmażamy 2-3 minuty.

Następnie wlewamy wodę.

Dusimy pod przykryciem aż ryż wchłonie wodę i zmięknie. Na końcu dodajemy masło, doprawiamy parmezanem, pieprzem i w razie konieczności solą.

Mieszamy. Gotowe.

Zakochana w rzodkiewce, zadurzona w czarnuszce

Święta, czy jakakolwiek inna okazja do celebrowania czasu w gronie bliskich i przyjaciół, to często także okazja do pysznie zastawionego stołu i niestety…przejedzenia. Wiele tradycyjnych polskich dań jest tego gwarantem. Dlatego dobrze czasem sięgnąć po coś lżejszego. Moja sałatka jest zapewne gdzieś pośrodku. Pyszna odskocznia od tłustych mięs i bigosów, lecz jednocześnie zgrabne nawiązanie do Wielkanocnego menu. Ostrość, ale i świeżość rzodkiewki, słodycz jajek i groszku przełamana słonym, octowym smakiem kaparów i przyjemną ostrością czarnuszki. Smacznego!

Składniki to:

  • 15 rzodkiewek
  • pół puszki zielonego groszku
  • 6 jajek
  • ok. 15 kaparów z zalewy
  • pęczek szczypiorku
  • sól
  • płaska łyżeczka czarnuszki

Rzodkiewkę kroimy w plastry, a następnie na połówki.

Jajka gotujemy na twardo i kroimy w niezbyt drobną kostkę.

Dodajemy zielony groszek.

Siekamy szczypiorek i oczywiście także dodajemy.

Kapary siekamy dość drobno i mieszamy z resztą składników.

Doprawiamy łyżką majonezu, solą i utartymi ziarnami czarnuszki.

Bigos w prawdziwie świątecznej wersji

Święta bez bigosu to nie święta i umówmy się, nie ma dobrego bigosu bez długiego smażenia i gotowania. Najlepiej także, jeśli gotowa potrawa ma czas odstać, aby składniki dobrze się ze sobą “przegryzły”. Przygotowując się do tworzenia tego wpisu, przeszperałam książki kucharskie i internet na prawo i lewo. Wychodzi na to, że co region kraju, a wręcz i co dom- to inny przepis. Czasem bardzo się od siebie różnią, a czasem tylko jednym malutkim składnikiem. Przepis, którym dzielę się dzisiaj z Wami, jest wypadkową tradycji domów rodzinnych moich rodziców. Od lat ta sama procedura, ten sam, uzależniający, odświętny smak, za którym wszyscy tęsknimy i którym, co ciekawe, bez trudu zaraziłam moich zagranicznych przyjaciół 🙂


Potrzebne składniki to:

  • 6 kg kapusty kiszonej
  • 2 duże cebule
  • 50 g suszonych grzybów
  • 150 g śliwek suszonych
  • pół szklanki wytrawnego czerwonego wina
  • sól i pieprz
  • woda
  • smalec

ok. 3,5 kg różnych mies:

 

  • 0,5 kg żeberek
  • 2-3 kości wieprzowe
  • 700 g mięsa wieprzowego (np. mięso od szynki, łopatka, karczek)
  • 0,5 kg kiełbasy, najlepiej wiejskiej wędzonej, mogą być różne gatunki
  • 0,5 kg boczku wędzonego
  • 0,5 kg boczku surowego
  • 700 g wołowiny

Grzyby namaczamy w zimnej wodzie. Kapustę kiszoną zalewamy wodą, czekamy kilka minut, odlewamy wodę. Zalewamy świeżą wodą i zagotowujemy- odlewamy wodę. Ponownie zalewamy wodą i zaczynamy właściwy proces gotowania. Korzystałam z domowej, o tej porze roku już mocno ukiśniętej i kwaśnej kapusty, stąd cały ten proces jej “płukania”. Jeśli Wasza nie jest bardzo kwaśna możecie pominąć pierwszy etap. Następnie na rozgrzanym smalcu, po kolei, podsmażamy mięsa zanim trafią do gotującej się kapusty. Na pierwszy ogień idą kości i żeberka.

Następnie wołowina.

Boczek surowy.

Mięso wieprzowe.

Boczek wędzony.

Kiełbasa.

Wszystko odbywa się na tej samej patelni. Oczywiście nakładając następny gatunek mięsa do podsmażenia dokładamy i rozgrzewamy także następną partię smalcu. Wołowinę, wieprzowinę oraz żeberka lekko solimy i pieprzymy, gdy już będą dobrze zrumienione. Na koniec podsmażamy jeszcze cebulę.

Gdy i ta wyląduje w garnku, na patelnię wlewamy wino, które zbierze z niej cały smak podsmażanych wcześniej składników.

Czekamy chwilę aż odparuje alkohol i przelewamy do kapusty. W międzyczasie kroimy śliwki i grzyby i dorzucamy do całości.

Teraz pozostaje nam tylko mieszać od czasu do czasu, pilnując żeby nie zaczął przywierać, a co gorsza przypalać się. Po około 3 h duszenia wyciągamy kości, żeberka.

Studzimy, obieramy z mięska i wrzucamy je z powrotem do garnka- oczywiście mięso, nie kości 😉 Bigos powinien gotować się jeszcze przynajmniej godzinę. Na koniec próbujemy, solimy i pieprzymy do smaku- nie robimy tego na początku gdyż smaki stają się bardziej intensywne w trakcie gotowania.

Przerażają Was proporcje, które podałam? Fakt w moim domu bigos gotuje się niemal w ilości hurtowej. Jednak Święta spędzamy zwykle w naprawdę pokaźnym gronie i wszyscy są amatorami tradycyjnych potraw. Dodatkowo, gorący bigos zamykamy w słoikach, dzięki czemu w dowolnej chwili możemy otworzyć i pałaszować. Z czasem kapusta staje się bardziej miękka, ale miesiąc lub półtora spokojnie możecie przechowywać tak zamknięte danie. Być może i dłużej, ale u nas dłużej nigdy nie przetrwał 😉

Topinambur- na początek wersja pieczona

Topinambur przywędrował do nas z Ameryki Północnej i okazuje się, że to wcale nie jest nowy produkt w naszej kuchni. Uprawiamy go w Polsce od 1730 roku, nie tylko w celach kulinarnych. Topinambur to inaczej słonecznik bulwiasty, więc jak słusznie się domyślacie charakteryzuje się pięknymi żółtymi kwiatami. Okazuje się, że jest to roślina, która nie ma specjalnych wymagań odnośnie uprawy, bezproblemowo rozrasta się i w wielu miejscach uznawana jest po prostu jako chwast- biorąc pod uwagę, jak ciężko go kupić i ile zwykle kosztuje- jest to dość szokujące. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, jak wartościowa w naszej diecie może być bulwa tej rośliny. Dzięki wysokiej zawartości inuliny, topinambur jest świetny dla diabetyków, pomoże w zmniejszeniu insulinooporności, obniżeniu poziomu złego cholesterolu, wyreguluje działanie przewodu pokarmowego, pozytywnie wpływając na mikroflorę bakteryjną naszych jelit. Witamina B wspomoże nasz układ nerwowy, a duża ilość potasu pozytywnie wpłynie na ciśnienie tętnicze. Wspomoże oczyszczenie organizmu z toksyn, a także odchudzanie- pęczniejący w żołądku błonnik zapewni nam poczucie sytości na długo. Przekonałam Was do spróbowania?

Topinambur jest delikatnie słodki i orzechowy w smaku. Ten, najczęściej dostępny na naszym rynku, jest dość wodnisty i kruchy. Możemy go jeść na surowo, na przykład jako składnik sałatki, ale także gotować, blanszować, smażyć czy piec. Na początek proponuję potraktować naszego bohatera niczym ziemniaka, a gdy skosztujecie i nauczycie się smaku, gwarantuję, że do głowy wpadnie Wam mnóstwo innych, pysznych zastosowań. Dzisiaj wersja pieczona, która może być świetnym dodatkiem do każdego dania, lub zdrową i sycącą przekąską.

Do przygotowania 0,5 kg bulw słonecznika bulwiastego potrzebujecie 1/3 szklanki oliwy, sól i rozmaryn.

Ponieważ używałam suszonego rozmarynu, to na jakąś godzinę przed pieczeniem lekko go roztarłam i zalałam oliwą.

Jeśli używacie świeżych ziół- także dobrze je “namoczyć” w oliwie, dzięki czemu nie przypalą się tak bardzo podczas pieczenia, wolniej i intensywniej będą oddawały aromat.
Bulwy obrałam.

Pokroiłam na mniejsze części- połówki lub ćwiartki, tak, aby powstały grube frytki. Oliwę przecedziłam przez siteczko, dzięki czemu pozbyłam się dużych, ostrych kawałków rozmarynu. Aromatyzowaną ziołami oliwą polałam pokrojone topinambury.

Piekłam w 200 stopniach przez około 15 minut. Przed podaniem posypałam odrobiną soli. Smacznego!