Skip to main content

Kaczka, wcale nie taka dziwaczka

Kaczka nie gości na moim stole zbyt często, przyznaję i karnie biję się za to w pierś, własną, nie kaczą 🙂 Kiedy jednak się pojawia, to zawsze jest duże kulinarne święto, nawet jeśli jest to zwykły obiad w środku tygodnia. Choć muszę przyznać, że każdy nasz wspólny posiłek jest wyjątkowy i wcale nie dlatego, że zdarza się to rzadko. Codziennie jemy wspólnie. Te chwile są cenne i wyjątkowe, bo oprócz zaspokojenia głodu, spożywania czegoś smacznego, są to momenty, kiedy rozmawiamy, omawiamy rodzinne sprawy lub zaśmiewamy z przeróżnych śmiesznotek. Wszyscy lubimy tę część dnia, myślę, że także dzięki takim małym rytuałom jesteśmy taką zgraną drużyną, jaką jesteśmy. Ale dosyć o relacjach rodzinnych, czas na pieczenie kaczuchy!

Składniki:

  • kaczka bez podrobów, ok 2 kg
  • 7 ząbków czosnku
  • łyżka ziarenek pieprzu
  • łyżka gruboziarnistej soli
  • 2 łyżki suszonego majeranku
  • 1/3 szklanki oleju
  • duża cytryna
  • 2 małe jabłka
  • 2 bataty
  • 2 spore marchewki
  • 2 duże ziemniaki
  • 2 spore cebule (np. czerwona i biała)
  • czubata łyżeczka tymianku
  • sól (do doprawienia warzyw)
Kaczkę pozbawiamy resztek piór- jeśli takowe zostały. Skubiemy, najlepiej pęsetą, następnie opalamy nad ogniem, myjemy, także w środku, suszymy. Czosnek obieramy, kroimy w kostkę.

Przekładamy do moździerza. Dosypujemy gruboziarnistą sól, majeranek i ziarna pieprzu. Dolewamy olej i ucieramy na pastę.

Nie musi być to wszystko utarte na gładziutko.

Chodzi najbardziej o uwolnienie olejków z czosnku i rozprowadzenie ich w oleju. Powstałą miksturą nacieramy kaczkę.

Od strony skóry, ale przede wszystkim od środka. Kaczka ma dość grubą i tłustą skórę. Ów tłuszcz będzie nam się podczas pieczenie wytapiał, więc natarcie skóry nie ma aż takiego wielkiego znaczenia. Odstawiamy ptaka na przynajmniej 12h do lodówki. Po tym czasie zabieramy się za przygotowanie bezpośrednio do pieczenia. Dokładnie myjemy i parzymy wrzątkiem cytrynę.

Nacinamy wzdłuż w kilku miejscach, tak żeby jej nie przeciąć.

Jabłka przecinamy na pół i pozbawiamy gniazd nasiennych.

Do środka kaczki wsypujemy jeszcze garstkę majeranku, wkładamy cytrynę i jabłka. Możemy ją zaszyć, jednak nie mamy tutaj do czynienia z farszem, który mógłby ze środka wypłynąć, dlatego polecam wykorzystać inną metodę zamknięcia kaczki. Na końcach płatów skóry od strony kupra, tych, które zostają po bokach, robimy ok 1 cm nacięcia.

Nogi kaczki krzyżujemy i przeplatamy przez stworzone otwory.

Kuper wciskamy do środka.

Od strony szyi możemy otwór zatkać szyją, lub podłożyć pod spód nadmiar skóry i tyle. Kaczkę wkładamy do gęsiarki, lub innego naczynia, które możemy przykryć i w którym pozostanie jeszcze miejsce na późniejsze dołożenie warzyw. Ja, nie dysponując takowym, profesjonalnym naczyniem, piekłam kaczkę w brytfannie o rozmiarach 42×30 cm, a później do przykrycia użyłam folii aluminiowej.

Ptaka wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 210 stopni i pieczemy 30 minut (góra-dół). W międzyczasie obieramy warzywa i kroimy w spore kawałki- ćwiartki lub ósemki.

Gdy kaczka będzie podpieczona, wyciągamy z piekarnika.

Dokładamy warzywa lekko polewając je wytopionym tłuszczem. Oprószamy tymiankiem i odrobiną soli.

Dolewamy 3/4 szklanki wody.

Całość przykrywamy.

Wstawiamy do piekarnika na 2h, jednak temperaturę zmniejszamy do 180 stopni. Po tym czasie kaczkę wyciągamy, odkrywamy, oblewamy jej wierzch sosem z dna brytfanny.

Dopiekamy przez 30 minut. Możemy jeszcze raz oblać wierzch tłuszczem. Jeśli kaczka za wolno będzie się rumieniła- można włączyć od góry opcję grillowania.

Bardzo grzybowy pasztet

W tym roku każdy jesienny spacer do lasu owocował zbiorami grzybów, było ich wyjątkowo dużo. Ten przepis powstał, co prawda, ze świeżych okazów, których raczej już nie znajdziecie, ale jeśli macie zamrożone, to spokojnie możecie pokusić się o przygotowanie pasztetu, który chcę Wam zaproponować. Wielkimi krokami zbliżają się Święta i myślę, że ten przepis może świetnie sprawdzić się w ramach Wigilijnego menu, jeszcze zdążycie 🙂

Składniki na formę o wymiarach (35 x 12 cm, mierzona górna część):

  • 800 g mrożonych (lub świeżych w sezonie) grzybów leśnych (np. podgrzybków)
  • 400 g kaszy gryczanej
  • 2 średnie cebule
  • 4-5 średnich marchewek
  • 2 pietruszki
  • 4 ząbki czosnku
  • 3 jajka
  • ok. 1/4 szklanki bułki tartej
  • 2 ziarna ziela angielskiego
  • płaska łyżka suszonego majeranku
  • płaska łyżka tymianku
  • sól do smaku (mniej więcej 1 łyżka)
  • pieprz czarny do smaku (ok. 1 łyżki)
  • 2 łyżki masła
  • 4 łyżki oleju rzepakowego

Marchewki i pietruszki myjemy i gotujemy do miękkości.

Ugotowane i przestudzone obieramy. Grzyby rozmrażamy. Jeśli mamy świeże- na krótko wkładamy do wody i myjemy.

Kroimy na mniejsze kawałki, nie bardzo drobno. Mrożone zapewne będę już pokrojone.

Cebule kroimy w pióra.

W dużym rondlu rozgrzewamy olej i masło.

Podsmażamy na nim cebulę, a gdy ta się zeszkli, dodajemy grzyby i smażymy na średnim ogniu.

Głównie chodzi o to, żeby pozbawić ich większej części wody. Myślę, że 20-30 minut powinno wystarczyć. Odstawiamy do wystygnięcia. W międzyczasie mielimy kaszę, w malakserze lub młynku do kawy.

Niezbyt drobno.

Podsmażone grzyby z cebulką, ząbki czosnku, ugotowane warzywa i ziele angielskie mielimy w maszynce- przy pomocy tarczy o średnich oczkach.

Miksturę mieszamy z rozdrobnioną kaszą, bułką tartą, ziołami, solą i pieprzem.

Dokładamy żółtka.

Na zdjęciu widać więcej żółtek niż w przepisie, gdyż jajka były bardzo małe.

Z białek ubijamy pianę i dodajemy do masy. Delikatnie mieszamy, by wszystko połączyć.

Masę przekładamy do wyłożonej papierem do pieczenia foremki.

Będzie dość luźna, ale nie martwcie się, zmielona kasza zrobi swoje. Pieczemy w 190 stopniach przez około 1,5 h. Proponuję przez godzinę piec z włączoną dolną grzałką a na kolejne 30 minut uruchomić także górną. Studzimy i podajemy.

Jesienny zastrzyk pysznych witamin

Tak jak wiosną obżeram się nowalijkami, pachnącymi świeżutkimi rzodkiewkami czy sałatą, tak jesień niezmiennie kojarzy mi się z bombą witaminową w postaci soku z marchwi i jabłek. Oczywiście, takie soki można robić praktycznie cały rok, ale mnie one zwykle najbardziej porywają o tej porze. Marchew jeszcze na polu, cały czas soczysta i słodka. Jabłka zwłaszcza te tak zwane zimowe odmiany też w tej chwili królują… zatem do dzieła! Trzeba się wzmocnić w obliczu nadchodzącej słoty. Dodatkową atrakcją w moim domu rodzinnym jest używanie sokowirówki, która jest z nami od 1978 roku i działa tak samo niezawodnie!

Składniki… dość oczywiste- jabłka i marchewki…ale w jakiej ilości… po raz pierwszy chyba nie uda mi się podać. Wszystko zależy bowiem od soczystości obu ingrediencji.
Można spróbować przyjąć, że z 2 kg marchewek i 1,5 kg jabłek otrzymamy około 500 ml soku.

Marchew obieramy.

Kroimy na takie kawałki, by mieściły się w “podajniku” w sokowirówce.

Jabłka myjemy, możemy wykroić gniazda nasienne, nie obieramy, kroimy.

 

No i potem już warczenie- odpalamy sprzęt i wirujemy owoce by otrzymać sok 🙂

Pyszny i zdrowy!