Skip to main content

Delikatne placuszki z “wybuchowym” dodatkiem

W końcu coś na słodko! Moje dzisiejsze drugie śniadanie. Cudowny poprawiacz nastroju, w związku z chmurami, które znowu zasłoniły tak wyczekiwane słoneczko. Te lekkie, puchate placuszki można serwować na wiele różnych sposobów. Są tak smaczne, że warto poświęcić nieco czasu i sprawić przyjemność sobie i najbliższym. Ja wracam do nich co i rusz, komponując z przeróżnymi dodatkami; raz ze sprawdzonymi i ulubionymi, innym razem z czymś zupełnie nowym, na spróbowanie. Jest jednak coś, bez czego robiąc te placuszki nie mogę się obyć- pyszny, kleisty, słodziutki sos karmelowy!

Na ok 20 niedużych placuszków przygotujcie:
  • 250 g serka ricotta
  • 2 jajka
  • ok. 3/4 szklanki mąki
  • 1/2 szklanki mleka
  • łyżeczkę proszku do pieczenia
  • łyżkę cukru pudru
  • ziarenka z połówki dużego granatu
  • 2 łyżki miodu
  • łyżkę masła
  • 4 łyżki soku z pomarańczy
  • olej do smażenia

Serek mieszamy z żółtkami i mlekiem, na gładką masę.

Następnie dodajemy proszek do pieczenia.

Cukier puder.

Stopniowo dosypujemy mąkę i mieszamy.

Ubijamy pianę z białek.

Po trochu dodajemy ją do serowej masy, delikatnie mieszając.

Na patelni rozgrzewamy olej, łyżką wykładamy ciasto i formujemy placuszki.

Smażymy 2-3 minuty z jednej strony na niedużym ogniu. W międzyczasie wyciągamy pestki z połówki granatu.

Na patelni lub w rondelku podgrzewamy miód.

Gdy zacznie się gotować i zacznie zmieniać kolor na ciemniejszy- dodajemy sok pomarańczowy, masło i jeszcze krótko podgrzewamy.

Zdejmujemy z ognia i dosypujemy pestki granatu, mieszając, by sos dokładnie je pokrył.

Usmażone placuszki polewamy sosem z chrupiącym, owocowym akcentem, świetnie komponuje się z miętą, która będzie także świetną dekoracją.

Najlepsze śniadanie na świecie, czyli grzybek a’la mama Tereska

Trafiłam ostatnio w telewizji na powtórkowy odcinek mojego ulubionego programu kulinarnego Masterchef Australia. Moi ulubieni szefowie kuchni nawiązywali do potraw z dzieciństwa, przepisów swoich mam. Okazuje się, że nawet uznani profesjonaliści chylą czoła przed klasycznymi potrawami w wykonaniu swoich rodzicieli. To chyba zresztą nic niezwykłego, każdy z nas ma pewnie w pamięci niejedną potrawę, o której śmiało powiedzieć może “moja mama/tata robi najlepiej”… Mam i ja! 😉 Od razu pomyślałam o jednej z takich maminych perełek, o grzybku. Smażony placek, niby łatwa sprawa, niby wiem jak go zrobić, a jednak, nigdy nie smakuje tak dobrze, jak ten przygotowany przez moją mamę, magia. Chętnie zaprosiłabym Was na degustację, ale ponieważ..hmmm…mam za mało śmietany 😉 to tymczasem podzielę się przepisem.

Na placka smażonego na średniej wielkości patelni przygotujcie:

  • 1 jajko
  • trzy solidne łyżki kwaśnej śmietany  (oczywiście najlepiej wiejskiej) oraz mleko na wypadek konieczności rozrzedzenia ciasta
  • trzy czubate łyżki mąki
  • ulubiony dżem
  • olej do smażenia
Jajko mieszamy ze śmietaną.

Następnie powoli dodajemy mąkę, mieszając by pozbyć się ewentualnych grudek.

Ciasto powinno być dość gęstej konsystencji. Jeśli jest rzadkie niczym naleśnikowe- dosypcie mąki, jeśli za gęste- dodajcie trochę mleka. Na patelni rozgrzewamy olej i wykładamy przygotowaną miksturę, rozprowadzając ją równomiernie na patelni, nie za cienko, w gruncie rzeczy im grubiej tym lepszy 🙂 Placek powinien nieco “urosnąć” w trakcie smażenia.

Smażymy na średnim ogniu do zrumienienia i przekładamy na drugą stronę.

Smarujemy dżemem, czy też jakby powiedziała moja mama- dżemerem i pałaszujemy! Pychota,  “puchate” śniadanko, polecam!

Placuszki BEZ wyrzutów sumienia

Bo słodkie, bo smażone, chyba kaloryczne… a kto by o to dbał, gdy tak krótko można się nimi cieszyć! Jest to, przyznaję, nowość w moim wykonaniu. Testowane na ludziach, przeżyli i proszą o jeszcze, a to zwykle dobry znak. 🙂

O plackach z kwiatami bzu słyszałam już dawno, ale jakoś… nie miała przekonania, a może potrzeby, żeby sprawdzić, czy faktycznie smakują tak pysznie jak twierdzą ci, którzy spróbowali. Niektórzy piszą, że jest to smak ich dzieciństwa… czy ktoś z Was to potwierdza? U mnie w domu nie przyrządzało się takich pyszności i teraz już wiem, co straciliśmy. Placki są naprawdę wyśmienite i banalne w przygotowaniu.

Podobno najlepiej jest zrywać kwiaty w południe, w słoneczny dzień. Najlepiej te, które dopiero co rozkwitły. Podobno, bo ja zebrałam je w dość ciepły, ale średnio słoneczny… wieczór, wydaje mi się, że też zdały egzamin. Obcięłam je ze sporym kawałkiem gałązki, za chwilkę dowiecie się, czemu to posłużyło.

Kwiaty leciutko, opłukałam, od spodu trzymając za gałązkę, by wypłukać jak najmniej pyłków. Ułożyłam je na ściereczce by osuszyć z nadmiaru wody i zabrałam się do przygotowania ciasta.

Ciasto- całkiem jak naleśnikowe. Na 6 kwiatów zużyłam pół litra mleka, jedno jajko, około 5 czubatych łyżek mąki, szczyptę soli i łyżeczkę cukru. Ciasto powinno mieć konsystencję pitnego jogurtu, nie powinno być zbyt gęste, gdyż placki mogłyby wyjść zbyt grube i nie dosmażyć się w środku. Trzymając za “ogonek” każdy z kwiatów zanurzyłam w cieście a następnie włożyłam na patelnię z dość mocno rozgrzanym olejem. Miejsca, gdzie ciasto słabiej pokryło kwiaty uzupełniłam dolewając odrobinę ciasta łyżeczką. Należy pamiętać żeby kontrolować temperaturę smażenia. Ciasto zawiera cukier, więc zbyt wysoka spowoduje, że placki szybko się spieką a nie usmażą jak powinny.

Gdy placki się smażą czas pozbyć się gałązek, najlepiej przy pomocy nożyczek- bezproblemowo odcięłam gałązka po gałązce i przewróciłam placki na drugą stronę. Na patelni ceramicznej, która dość dobrze rozprowadza ciepło smażyłam 6 minut na jednej i 4-5 na drugiej stronie. Wyłożyłam je na papierowy ręcznik by odsączyć z ewentualnego nadmiaru tłuszczu.

Placuszki świetnie smakują posypane cukrem pudrem, z miodem lub syropem. Ja serwowałam, i polecam to zestawienie, polane słodziutkim miodem z dodatkiem zmiksowanych truskawek.

Biegnijcie jutro na poszukiwanie kwitnącego dzikiego bzu, bo to ostatni dzwonek. A ja chyba spróbuję jutro upolować kwiaty akacji- podobno też pyszne!

Szparagowe śniadanie

Nie rzucam słów na wiatr. Szparagi, w sezonie, wykorzystuję do granic możliwości. Jako główna część posiłku, baza lub jako dodatek. Gotowane w wodzie, na parze, grillowane, pieczone- co kto woli.

Czasem mam ochotę poszaleć w kuchni nie tylko obiadowo i kolacyjnie ale także śniadaniowo. Zwłaszcza gdy czeka mnie intensywny dzień, lubię dodać sobie otuchy i przede wszystkim energii czymś smakowitym. Dla mnie idealne są jajka, po których zjedzeniu długo nie odczuwam głodu, a gdy załatwiam mnóstwo spraw i jestem zabiegana to dosyć ważne. Ileż to razy siedziałam na spotkaniu i umierałam ze wstydu gdyż kiszki grały marsza, albo raczej jakiś heavy metalowy koncert 😉 Moja propozycja śniadania ze szparagami i jajkiem nie jest może najszybsza, ale przy dobrej organizacji pracy nie zajmie dużo więcej czasu niż zrobienie wieloskładnikowej kanapki.
Oczywiście nie ma to jak świeże pieczywo do śniadania, i tutaj też świetnie się sprawdzi jako dodatek, ale jeśli unikacie go ze względów dietetycznych, to moja wersja porannego posiłku skutecznie pozwoli je wyeliminować.
Krok pierwszy to nagrzanie piekarnika do 200 stopni. W międzyczasie przygotowujemy szparagi- obcinamy lub odłamujemy zwłókniałe końcówki, w razie konieczności obieramy je. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju i podsmażymy na niej 2-3 ząbki czosnku, gdy lekko się zrumieni, dokładamy szparagi i całe pomidorki koktajlowe. Dokładam na patelnię łyżkę masła, wszystko lekko solę, pieprzę i dodaję ulubione zioło. Najbardziej lubię wykorzystać tymianek lub cząber, oczywiście może być suszony. Warzywa smażę około 5 minut, w dość wysokiej temperaturze, pilnujemy by nic nie przywarło, najlepiej potrząsając patelnią- podczas mieszania łatwiej zniszczymy kształt warzyw. Na koniec wbijamy na mocno rozgrzaną patelnię jajka i nasz praca już prawie skończona.
Teraz wystarczy tylko leciutko doprawić jeszcze surowe jajka i wstawić całość do nagrzanego piekarnika (góra- dół), a po 10-15 minutach pałaszować!