Skip to main content

Karp dla sceptyków

Muszę się dzisiaj do czegoś przyznać. Nie przepadam za karpiem. Zraziłam się jako dziecko dławiąc ością. Potem próbowałam i chyba trafił się smakujący błotem… Wiem, zaskoczyłam Was pewnie mocno. Kto zna mnie i moje kulinarne preferencje wie, że jestem raczej wszystkożerna… a tu taka niespodzianka! Uznałam, że nie może tak dłużej być. Długo szperałam za sprawdzonymi sposobami, by karp był bardziej przyjazny i chyba udało mi się wypracować całkiem smaczny kompromis. Spróbujcie i Wy, zwłaszcza jeśli tak, jak ja jesteście sceptycznie nastawieni do karpiowatych.

Składniki:

  • filet z karpia ze skórą
  • sok z połówki cytryny
  • spora cebula
  • czubata łyżeczka sól
  • pół łyżeczki pieprz
  • olej do smażenia
  • mąka
  • jajko
  • bułka tarta

Całym sekretem wydaje się być przygotowanie ryby. Zaczynamy od zeskrobana łusek.

Karp królewski nie ma ich zbyt dużo i są dobrze wyczuwalne. Robimy to, oczywiście, przy pomocy noża. Mięso ryby nacinamy, jedno nacięcie obok drugiego, tak gęsto jak się da,  jak najgłębiej, pilnując by nie przeciąć skóry.

Porcjujemy.

Rybkę solimy i pieprzymy z obu stron. Z obu stron skrapiamy sokiem z cytryny.

Układamy rybę skórą do dołu, a na wierzchu układamy pociętą w plastry cebulę.

Odstawiamy do lodówki na minimum godzinę. Śmiało możemy zostawić na kilka, a nawet kilkanaście godzin. Po tym czasie osuszamy karpia. Jeszcze lekko solimy. Obtaczamy w mące.

Następnie w jajku i w bułce tartej.

Mocno rozgrzewamy olej. Wkładamy rybkę lekko zmniejszając ogień- najpierw smażymy od strony skóry.

Potem jeszcze zmniejszamy ogień i przekładamy rybę na drugą stronę. Smażymy na złoty kolor. Przekładamy na papier, by pozbyć się nadmiaru tłuszczu. Gotowe.

P.S. Krojenie ryby rozdrabnia pozostałe w filecie ości, ale także sprawia iż podczas smażenia ciepło penetruje mięsko i sprawia iż ości rozpuszczają się. Czy to gwarantuje, że ości w karpiu nie znajdziemy? No chyba nie… przynajmniej nie w przypadku większych sztuk. Pewnym jednak jest, że ilość ości będzie wyraźnie zredukowana i rybę można jeść z przyjemnością, a nie strachem, że zaraz coś nam utknie w gardle. Ponad to, pokrojona rybka zalana cytryną i obłożona cebulą nabierze przyjemnego smaku a straci ewentualną mulistość.

Czy zakochałam się w karpiu? Szczerze mówiąc chyba jeszcze nie, ale dzięki temu przepisowi jest on dla mnie jadalny, nawet smaczny i mam ochotę na dalsze eksperymenty, by odkryć dla wersję idealną dla mnie 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *



Wypełniając powyższy formularz zgadzam się na przetwarzanie moich danych przez Administratora (Pichceniomania) w celu publikacji opinii i ewentualnej możliwości odpowiedzi na nią